BIKE,  TESTY

Ęduro w lajkrze – czyli Beskidy miały ubaw, jak Skrzat testował Liv INTRIGUE ADVANCED PRO 29 0 2021

Skrzat dostał na testy bestię. Potwora. Tak, dla mnie to totalny traktor w porównaniu z moim delikatnym XC hardtail z wąskimi oponami. I przyznam się bez bicia, byłam na początku przerażona. I wcale nie było mi spieszno do zamachnięcia jego korbą. Ale zrobiłam to. Jeden, drugi, trzeci raz… i w sumie podczas miesięcznego testu machałam tą korbą łącznie przez 285 km i 900 metrów. Całkiem sporo jak na mnie, bo odkąd mam szosę (czyli od trzech sezonów) to na mtb, wstyd się przyznać, wychodziłam sporadycznie. 

Ale skoro miałam okazję przetestować maszynę, o której nie pomyślałabym w kategoriach kupna nigdy, to grzechem byłoby nie skorzystać. Liv Intrigue Advanced Pro 2 2021 został stworzony głównie dla osób, które oczekują roweru, który poradzi sobie z wymagającymi zjazdami. To jest rower enduro, nie XC. Taka też jest jego geometria. Widelec ma skok 140 mm, a tylny amortyzator 125 mm. Czyli całkiem sporo. Dla moich ledwo ponad 50 kg to nawet za dużo, ale ok, na super wymagające trasy się nie pchałam, ale o tym za chwilę.

PARAMETRY BESTII

Rama oczywiście z kompozytu węglowego klasy Advanced z geometrią dostosowaną do potrzeb kobiet oraz ustawieniem amortyzatorów zaprojektowanym specjalnie przez kobiety. Brzmi dobrze. Zawieszenie Maestro z flip chip, dzięki któremu można zmienić geometrię roweru, aby był on bardziej odpowiedni do podjazdów lub zjazdów, w zależności od potrzeb trasy. To takie przekładki w górnym łączniku zawieszenia, zmieniające kąt główki ramy i rury podsiodłowej oraz wysokość suportu. Nawet taki laik techniczny jak ja poczuje różnicę. Na plus zasługuje toporna osłona łańcucha i blokada wózka przerzutki do zjazdów. Nic się nie telepie, nic a nic. Jak bum cyk cyk.


Do tego pełna grupa SRAM NX Eagle, idioto odporny napęd 1×12 (wiecie, dla mnie to jak przesiadka z manualnej skrzyni biegów na automat), turbo mocne hamulce hydrauliczne (przy pierwszym hamowaniu prawie zaliczyłam lot przez kierę), koła 29″ z systemem Tubeless, pancerne opony Maxxis Tubeless i podobno niska waga. Podobno, bo jak na taki rower to ledwo ponad 13 kg to mało, ale jak porównywać do mojego 26 calowego maleństwa XC to turbo dużo i przyjęłam założenie, że na podjazdach na bestii będę robić siłę i o personalkach mogę zapomnieć. Jakże się zdziwiłam i myliłam, bo pomimo wizualnej toporności ten rower całkiem dobrze podjeżdża!

Ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo!

Aaaaa! System Fox Live Valve jeszcze. Czyli elektronika niczym z kosmosu, która automatycznie dostosowuje zawieszenie do warunków na szlaku. Normalnie czad! Znaczy w teorii jest to czadowe i proste. Live Valve zastępuje blokadę mechaniczną w ten sposób, że automatycznie i niezależnie otwiera i zamyka platformę w tłumiku i widelcu. Siedzą w tym urządzeniu skrzatki, które rejestrują nierówności terenu za pomocą czujników na przednim i tylnym kole oraz mierzą nachylenie roweru, a to wszystko to 1000 pomiarów na sekundę. To szybciej niż ja ja po obudzeniu jestem w stanie zacząć myśleć o jedzeniu, a ja szybko myślę o jedzeniu. Poza tym podobno system rozpoznaje, czy bestia znajduje się w powietrzu po skoku. W zależności od szybkości przyspieszenia, nachylenia roweru i wybranego stopnia czułości tłumienie jest dobierane inaczej. Czy to czułam? Jak raz nie naładowałam dziada, to poczułam i na podjazdach płynęłam, tracąc sporo energii, ale dzięki temu mogłam zjeść wincyj ciastków, więc w sumie…dzięki Fox! Zejdźmy na ziemię, żeby w pełni się cieszyć tym rozwiązaniem, to trzeba mu poświęcić czas. Nic za darmo. Jak w dobrym, starym małżeństwie, jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, czy jakoś tak. Jest tabelka, jest twoja waga, są twoje preferencje, trochę ci ustawienia bazowe zajmą.

SUBIEKTYWNE WRAŻENIA

Nie jestem się w stanie wypowiedzieć o jego pełnych zdolnościach zjazdowych, bo w bike parku byłam raz i ja po prostu w tym stylu nie jeżdżę. Ale objechałam sobie dużo zjazdów, na które na swoim XC się z przyjemnością i świadomie raczej nie pakuję. I naprawdę ten rower płynie na zjazdach. Jest cholernie stabilny, a jednocześnie całkiem skrętny i zwinny. A tego się obawiałam. Dodatkowo byłam turbo pozytywnie zaskoczona tym, jak zachowywał się na podjazdach. Jasne, trochę więcej siły (waga) musiałam włożyć w wygramolenie się nim gdzieś wyżej, ale za to kompletnie nie musiałam myśleć o „wybieraniu terenu”. Nim jedziesz na wprost. Niczym czołg pojedzie po wszystkim. I to było mega. Czego mi brakowało? Możliwość ręcznej, pełnej blokady amortyzatora. Bo automatyzacja i full elektronika jest czaderska, ale ona nadal w pełni nie blokuje amora. A ja jestem królowa podjazdów, królowa gór, a to bujanie mimo wszystko powodowało u mnie chorobę lokomocyjną, jak próbowałam stanąć w korbach. No i rozmiar. Na polski rynek nie ma rozmiaru XS, a S jest na mnie jednak za duże. gdyby, chciała na nim dłużej jeździć, to na na pewno musiałabym wymienić mostek na krótszy i przyciąć kierownicę. Ale ja mam 159 cm tylko i wybitnie kieszonkowa jestem.

Kolor to kwestia gustu. Dokładnie to połączenie kolorystyczne nie powoduje u mnie szybszego bicia serca, ale prezentuje się całkiem spoko. Czyli obiektywnie ok, subiektywnie niezbyt (za to malowanie na 2022 rok to istna bajka, choć w innej konfiguracji osprzętowej).

Czy to rower dla zwolenniczek podjazdów i mniej topornych zjazdów? Nie. Czyli również nie dla mnie. Dla takich jak ja, wybrałabym coś z rodziny Pique, na przykład to cudo na 2020 rok. Ale jeśli ktoś lubi szalej w bike parkach, szuka roweru do fajnych zjazdów, a nie przeszkadza mu trochę większa waga i taka geometria na podjazdach, to polecam. Tylko ceny nie polecam niestety, bo to droga zabawka jest. Ale coś za coś.

Pique i Intrigue na randce 🙂 Kasia z LuckyMTB była podczas testów bestią oczarowana – także wszystko kwestia gustu i upodobań.