Podsumowanie miesiąca #styczeń2021
No to hop w ten nowy rok! Zaczęło się z przytupem, bo styczeń wyszedł mi jakiś rekordowy pod względem godzin spędzonych na aktywnościach sportowych.
A nie było to takie oczywiste, bo w pracy 2021 też okazuje się będzie dla mnie pracowity i co tu dużo ukrywać, spędzam przy komputerze naprawdę dużo czasu. A jak przed komputerem, to w pozycji nie do końca sprzyjającej ciałku, a przez to mam ochotę ruszać się po albo przed pracą jeszcze więcej i tak się to koło zamyka. Perpetum mobile takie skrzacie.
Zaczęłam rok biegowo i na tym się skończyło
A nie, przepraszam, właśnie sobie przypomniałam, że jeszcze poszłam na szalone 7 km po tym, jak otworzyłam skrzynkę mailową po urlopie w pewien piękny, mroźny, styczniowy poranek. Czyli łącznie przebiegłam niecałe 14 km w styczniu. Połowa na ukochanej Małej Czantorii w Nowy Rok, druga połowa nad Wisłą. I tyle tego było.
Kontuzja? Ależ skąd. Nowa zajawka.
Miłość, co to się sportem narodowym właśnie stała
Nie, nie morsuję i póki co nie zamierzam. Mowa o skiturach. Ja się zakochałam już w zeszłym roku, ale dopiero w tym sezonie dorobiłam się własnego sprzętu i mogę turować do woli, kiedy chcę, jak chcę, itd.
Zrobiłam w styczniu na fokach prawie 190 km i niemalże 12 tysięcy metrów w pionie. Czterdzieści godzin! Połowa etatu. Całkiem chyba sporo. Warun jak widać bywał różny. Zaliczyłam siarczyste mrozy, słońce, wiatr, deszcz, śnieg, marznący deszcz, śnieżycę, odwilż… pełen pakiet. I moja miłość nie wygasa, a się rozkręca. Już teraz wiem, że luty może okazać się turowo jeszcze bardziej epicki, ale ciiii.
Pisałam na FB jak zacząć, jeśli ktoś ma ochotę, to robi KLIK i czyta.
Wybrałam sprzęt od K2 Skis Polska. Czemu? A o tym zaczęłam już wpis, wypatrujcie. Postaram się też zebrać pliki gpx z moich wojaży styczniowych i lutowych i Wam udostępnić. Tylko mi dobę wydłużcie.
roweLOVE w warunkach zimowych i dużo wzmacniania
Bieganie poszło się paść, ale rower to co innego. Ja z chomikowaniem w domu nie mam żadnych problemów (co innego z wyjściem zimową porą na zewnątrz pojeździć), więc korzystam z tego i kręcę w ramach odskoczni od nart. Trochę przepalam nogę i płuca, trochę pedałuję regeneracyjnie. Balans, zero spiny, a i seriale nadganiam. Wyszło tego 16 godzin, jestem, zadowolona. Dorzucam dyszkę treningu uzupełniającego (core, mobility, joga, trochę siły) i zamykam styczniowy licznik z 68 godzinami spędzonymi na aktywnościach sportowych.
Przez żołądek do mięśni
Poznałam niedawno i przepadłam. Batony energetyczne Biorsel zostały stworzone z myślą o ludziach aktywnych, ale nie tylko. Są świetną przekąską dla wszystkich tych, którzy się zdrowo odżywiają i szukają smacznej alternatywy słodkiej przekąski. Stworzone zgodnie z ideą – TRAIN LOW, COMPETE HIGH. Opierają się wyłącznie na naturalnych składnikach i są wytwarzane ręcznie w w Polsce. Znajdziecie trzy serie: orzechową, owocową i kokosową, dzięki czemu możecie dobrać coś idealnie do rodzaju Waszej aktywności i do potrzeb kubków smakowych.
Seria orzechowa jest moim faworytem, bo idealnie zachowuje się w ekstremalnych temperaturach, co ważne np. podczas zimowych wędrówek – przyznać się, kto nigdy nie chciał sobie zębów połamać na batonie, który zamarzł w plecaku? A smak? Petarda. Przynajmniej jak na moje kubki smakowe. #testowanenaskrzacie
Zimowe żarło
Królują u mnie potrawy jednogarnkowe (jak na przykład ziemniaki zapieczone z fasolą i bakłażanem) i azjatycki (pad thai z brokułami czy makaron chow mein z warzywami). A na deser wybierzcie się po najbardziej epickie turbo drożdżówki do schroniska pod BaraniąGórą.